niedziela, 8 listopada 2015

Gramofon

8 listopada 1887 roku, niejaki Emil Berliner opatentował gramofon. Stało się, najpierw z oporami i szalonymi trzaskami urządzenie odtwarzało dźwięki w rytmie 78 obrotów na minutę. Z czasem skutecznie wyparło swego protoplastę jakim był fonograf z jego dźwiękowymi walcami do nagrywania i odtwarzania. Pamiętają Państwo głos Marszałka utrwalony na fonografie, który swą zaśpiewną "wileńszczyzną" opowiada o trąbce która zamiast Niego gadać zacznie?



lub nagranie z wileńskiego wykładu na Uniwersytecie Stefana Batorego, bardzo ważne i jakże aktualne!






Poczciwy "walcowaty" fonograf był ojcem dwóch wiekopomnie dźwiękowych urządzeń, magnetofonu i gramofonu.
My jednak pozostańmy przy gramofonie i płytach do niego. Płyty, najpierw topornie ebonitowe(do lat 50. XX w.), a potem lekkie i bardziej odporne z polichlorku winylu. Prędkości zdecydowanie zwolniły, longplaye wirowały w rytmie 33 1/3, a single 45 obrotów na minutę. Sam gramofon, najpierw z tubą przekazującą głos i korbką do nakręcania, a potem na prąd i z coraz lżejszą igłą przenoszącą dźwięk wprost do głośników. Ech to były czasy!!!
Największym mankamentem każdej płyty, była jej wprost proporcjonalna do używania nietrwałość. Każde wysłuchanie, to głębsze mikro rysy na czarnym krążku, a w konsekwencji coraz większe trzaski i ostatecznie zrównanie poziomu trzasków z zarejestrowanym na płycie dźwiękiem. Dla melomana - konesera, to był istny koszmar. Między Bogiem a prawdą najlepszym rozwiązaniem było kupić, raz odsłuchać i już potem nigdy nie odtwarzać. Lub kupić dwie, trzy, albo nawet cztery jednakie, pierworodną zostawić w tajnym schowku jako dziewiczą, a muzyki słuchać na jej siostrach bliźniaczych. Ech to dopiero były dylematy!
Rozterki płyciarzy - melomanów znikły dopiero w latach 80.XX.w w momencie pojawienia się odtwarzacza laserowego i płyty CD!!! Definitywnie skończyły się wtedy trzaski, a i sama jakość odtwarzania stała się o niebo lepsza. Mało tego ten srebrny krążek był najzwyczajniej w świecie NIEZNISZCZALNY! Co prawda na samym początku horrendalnie drogi, a i bezigłowe odtwarzacze kosztowały sporo, bo ok 1000 USD za egzemplarz! Jednak z każdym rokiem działo się coraz lepiej. Płytki i gramofony do nich systematycznie taniały, by ostatecznie trafić pod wszystkie strzechy świata! Ideał dla konsumentów i koszmar dla firm fonograficznych! Raz kupiona płyta wystarcza do końca życia kupującego, zgroza!
Wytwórnie i producenci próbowali różnych sztuczek, wznowień, składanek, przeróbek. Owszem interes kręcił się nieźle, ale im wciąż było mało, mało, mało! Z wielką nostalgią wspominali czasy, kiedy to raz wpuszczona pod śmiertelną igłę płyta nieuchronnie dokonywała swego muzycznego żywota!
Myśleli, myśleli i wymyślili! Od kilku lat w fonograficznej przestrzeni publicznej wytwórnie znów promują WINYLE! Zaczęło się od dyskotek, gdzie DJe, darmowo lub za psie pieniądze, na powrót zaopatrzeni w gramofony igłowe, zaczęli promować czarne krążki od czasu do czasu pastwiąc się nad ich "szlachetną dźwiękowością", paluchem zwalniając lub przyśpieszając obrót płyty. Efekt koszmarnie tandetny, ale w tancbudach przyjęty z entuzjazmem. Potem do walki ruszyli eksperci, udowadniający wyższość dzięków z winylu nad dźwiękami z CD. Bredzili i do dzisiaj bredzą o większej głębi dźwięków z iglaków oraz ich większej szlachetności! Powie ktoś, idioci, nikt rozsądny na to się nie nabierze i nie porzuci niezniszczalnych CEDEKÓW na rzecz rujnująco trzeszczących longplayów i singli!!! Ha, ha, ha nie doceniliśmy potęgi marketingu, a w nim gry na podświadome rozbudzanie zupełnie idiotycznych i logiką niewytłumaczonych potrzeb. Ludziska jak owieczki poczuli niepohamowaną miętę do igłieł rzępolących swą czarną ofiarę. Biznes kręci się i rozwija wspaniale! Obecnie w dobrym tonie jest szpanowanie domowym zestawami longplayowego badziewia. Skuteczne pranie mózgów działa i ma się świetnie, proszę spojrzeć na przekaz podprogowy i rozbudzanie potrzeb. W każdym niemal filmie czy serialu, bohaterowie słuchają płyt spod igły, stacje radiowe prześcigają się w audycjach "puszczających" trzeszczaki! Lud to kupił i forsa leje się podwójnymi strumieniami dla fonografii i dla producentów gramofonów. Żyć nie umierać!
Hm skoro idziemy w tym kierunku, to może już za chwilę, zaczną w naszym zwariowanym świecie królować gramofony z tubą i na korbkę? Cóż za nimi przemawia, EKOLOGIA!!! Ręczne(korbkowe)naciąganie napędu nie wymaga użycia energii elektrycznej, a co za tym idzie w sposób naturalny ogranicza emisję CO2 na NASZEJ PLANECIE. Zapewne znajdą się również Eksperci którzy udowodnią, że dźwięk z tuby jest krystalicznie czysty i o całe niebo lepszy od głośnikowego!

Pozostając wiernym zwolennikiem lasera, pozdrawiam Państwa melodią z mojej pierwszej płyty CD jaką kupiłem w lutym 1993r. Ludziska nie dajmy się zwariować!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz