Generalnie nie lubię twórczości Łysiaka, bo to nudziarz z przerośniętym ego, do tego mocno pozujący na erudytę. Bardzo lubi o sobie pisać w trzeciej osobie, niczym nie przymierzając Lech syn Bolesława :-) Jego ślepe ukochanie Cesarza Napoleona, czy bezkrytyczne podejście do Józefa Piłsudskiego mają coś z obsesji! No i jeszcze ta szaleńcza nerwica natręctw w postaci obcojęzycznych cytatów, które zapewne autor dopiero odkrywa w trakcie pisania, stąd też wiele w nich błędów językowych! Ot taka kapryśna i denerwująca maniera Pana Literata.
Jest jednak też pozytywna storna Pana Waldemara, to jego jasno negatywny stosunek do Michnika i jego formacji. To Łysiak pierwszy określił środowisko warszawskiej lewacji mianem Salonu, a jego książki, Rzeczpospolita Kłamców - Salon, czy też Alfabet Szulerów - Salon 2, to kanon anty michnikowszczyzny!
Nie ukrywam, że jego cotygodniowe felietony z przed ostatniej strony Do Rzeczy czytuję bardzo systematycznie! Niestety coraz częściej są to rzeczy pisane bardzo na kolanie, szkoda!
Czasami jednak zdarzają się wyjątki i pojawiają się w nich treści o których warto rozmawiać! Tak też było w ostatnim numerze 3/2017 z 16 stycznia.
Oto rozważania nt. szerzącej się od lat lewackiej zarazy a właściwie terroru poprawności politycznej, która opanowała już całą Europę, a za czasów niesławnej pamięci Baraka Obamy były próby spacyfikowania lewactwem całej Ameryki!
Generalnie za praprzyczynę tej gangreny uznaje się rozprzężenie jakie nastąpiło w latach 60 ubiegłego wieku, które to rozpaliło bunty uniwersyteckie po obu stronach Atlantyku i w konsekwencji zaowocowało obecnym lewackim terrorem! Typowy dla tamtych czasów relatywizm, McCarthy zły, Wujek Jo, czyli Stalin, dobry. Prawicowa Ameryka, gniazdem zabobonu i wstecznictwa, polująca na dobrych i wrażliwych lewicowców kochających wolność i Związek Sowiecki. Sowiet wspierający wojnę w Wietnamie, to kraj walczący o pokój, a wojska amerykańskie wojujące z czerwonym to prymitywne prawicowe szuje. Proszę przypomnieć sobie wydarzenia z uniwersytetów, np. sławetnego Berkeley, czy zdradzieckie wycieczki Jane Fondy do komunistycznego Hanoi, podczas kiedy amerykańscy jeńcy tej wojny, rozszarpywanie byli przez czerwonych Wietnamczyków, torturami! Tak się wtedy działo, a eksperci mówią, tę wojnę USA przegrała przez zdziczałe w swej nieobiektywności media! To tylko wycinek i potencjalny praprzyczynek wykluwającego się lewactwa!
Jednak Łysiak, w swoim felietonie Skok z Trumpoliny, słusznie przypomina, że źródło zarazy wykluło się w Stanach o wiele lat wcześniej, a przywędrowało ni mniej ni więcej ale z niemieckiego Frankfurtu!
Oto obszerny cytat, z którym w 100. procentach się zgadzam!
" Trumpowi będzie bardzo ciężko (jeśli w ogóle zechce się tego podjąć) zderatyzować i odtoksycznić wspomniane bagno, albowiem główni dzisiejsi kaznodzieje Stanów (czytaj: manipulatorzy, deprawatorzy) to media i uniwersytety, jedne i drugie prawie kompletnie lewackie, salonowe. Rodem z Frankfurtu. Tzw. Szkoła Frankfurcka (Institut fur Sozialforschung), której gwiazdami stali się Horkheimer, Adorono i Marcuse, od roku 1923 szerzyła kulturowy marksizm, niejako rywalizując tu z włoskim komunistą Gramscim. Ponieważ większość tej frankfurckiej czerwonej kadry to byli Żydzi, dojście do władzy hitlerowców bardzo się im nie spodobało. W drugiej połowie lat 30-tych XX wieku zaczęli gremialnie emigrować, głównie do USA (kolejna fala "frankfurtczyków" nastąpiła po II Wojnie Światowej), i tam obsiedli placówki akademickie tudzież media, z pokolenia na pokolenie coraz bardziej zatruwające sferę kultury oraz informacji propagandą bezczelnie lewacką, kontrkulturową, nihilistyczną, serwowaną oczywiście jako humanizm, liberalizm i panceum. Trump nie zwalczy tego bo "nec Hercules contra plures", ale może przynajmniej potrząśnie tą gnojówką. Czy będzie chciał to zrobić? Nie wiemy. Nie wiemy nawet czy cała ta prezydentura będzie skokiem z trumpoliny na głęboką wodę, czy do suchego basenu"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz