środa, 28 września 2016

Peerelowskie łakocie

Słodkości które zjadałem w dzieciństwie, często powracają wspomnieniem zapachu i smaku. W zgrzebnej komunie miałem kilku niezapomnianych faworytów. Niekwestionowane pierwsze miejsce, BATON KRYMSKI, produkcji nieodżałowanego dawnego Bałtyku. Czemu on, bo już go nie ma! Co prawda firma zmartwychwstała, ale o BATONIE ani słychu, ani widu. Trudno opisywać smak i zapach. Ostatnio podczas rowerowania w okolicach Żabianki, poczułem jego charakterystyczną rozkoszną woń. Fabryka mieści się niedaleko, może, może, w tajnych laboratoriach szykują jego tryumfalny powrót, oby!
Kolejna miejsca, bez rankingowania, wszystkie pochłaniałem z równą rozkoszą. Cukierki Bajeczne z d.Wedla -22 lipca, sprzedawane w tzw. mieszance wedlowskiej, pośród innych ale gorszych, na drugim miejscu z mieszanki stawiałem Pierroty. Wafelki Prince Polo z cieszyńskiej Olzy, produkt eksportowy więc rzadko dostępny, pachniał zagranicą i świetną czekoladową polewą! Kasztanki z Wawelu, z tzw, grylażem i polewą z czekolady, pycha! Dalej, Michałki z Bałtyku też niezłe. Ptasie Mleczko i owszem czemu nie. Współcześnie, wszystkie z wymienionych, oprócz Krymskiego, hulają po rynku, wytwarzane przez zachodnie koncerny, które wykupiły najlepsze "słodkie fabryki" w Polsce. Niestety, smak już nie ten i nie jest to tylko efekt idealizacji dzieciństwa, ale bezczelne dołowanie standardów przez zachodnich właścicieli. Obowiązująca obecnie reguła mówi oficjalnie, wytwory dla dawnych demoludów mają mieć obniżone normy jakości! I nie dotyczy to tylko słodyczy, ale wszystkiego co jest sprzedawane u nas pod tą samą etykietą co na Zachodzie! Półkolonią jesteśmy i basta!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz