W latach 70. w afrykańskiej Ugandzie, rządził były sierżant armi brytyjskiej, niejaki Idi Amin. Postać może i groteskowa, ale ze względu na krwiożerczość swej natury, raczej zwyrodniały morderca. No cóż Azja i Afryka, to siedlisko wszelkiej maści władców potworów, których prędzej czy później ubijają, a w ich miejsce przyjdą kolejni równie krwiożerczy bandyci. Tak jest i nawet trudno z tym walczyć!
Piszę to w kontekście wczorajszego wyroku wykonanego na ulicach Moskwy. Zastrzelenie w tak spektakularny sposób,najważniejszego krytyka Carusia, to objaw szaleństwa maluczkiego azjatyckiego tyrana, któremu wydaje się że wolno mu wszystko. Jednak dla pełni szczęścia, brakuje mi w tym szaleństwie,jednego małego elementu, niejako wisienki na kałmuckim torcie.
Wzmiankowany Idi Amin, jako Wódz Absolutny, po każdej egzekucji, swoich najgroźniejszych wrogów, po prostu zjadał. Niestety nie wiadomo czy w wersji smażonej, gotowanej, a może zupełnie na surowo. Tym też sposobem miał absolutną pewność, że strawiona Hydra już nigdy, przenigdy się nie odrodzi.
Podobny modus operandi, proponuję Carusiowi. Ubity i skonsumowany wróg w dwójnasób wzmocni władzę Kremlowicza, a i poddani będą darzyć GO większym szacukiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz